Ale tak jak w przypadku każdej innej siły, istnieją ci, którzy chcą zachować ją dla siebie. Całe światowe dziedzictwo naukowe i kulturalne, opublikowane na przestrzeni wieków, jest w coraz większym stopniu digitalizowane i zamykane przez garstkę prywatnych korporacji. Chcesz przeczytać artykuły z najsłynniejszymi wynikami badań naukowych? Musisz przekazać takim wydawcom jak Elsevier ogromne sumy pieniędzy. […] Cena, jaką płacimy [za utrzymywanie się obecnego stanu rzeczy] jest zbyt wysoka. Zmuszanie akademików do zapłacenia za możliwość przeczytania prac ich kolegów? Skanowanie całych bibliotek po to, by mogli przeczytać je tylko ludzie w Google? Udostępnianie artykułów naukowych tylko elitarnym uniwersytetom z Pierwszego Świata, ale nie dzieciom Globalnego Południa? To oburzające i nie do zaakceptowania. […] Jest coś, co możemy z tym zrobić. Coś, co już się dzieje – możemy walczyć. Wszyscy ci, którzy macie dostęp do zasobów – studenci, bibliotekarze, naukowcy – jesteście w uprzywilejowanej pozycji. Macie możliwość pożywiania się na bankiecie wiedzy, podczas gdy reszta świata nie może się tam dostać. Ale nie musicie – a pod względem moralnym: nie możecie – utrzymywać tego przywileju dla samych siebie. Macie obowiązek dzielenia się nim ze światem, wymieniać się hasłami z kolegami, ściągać pliki, o których pobranie zostaniecie poproszeni. […] Dzielenie się [publikacjami] nie jest niemoralne – jest moralnym imperatywem. […]